sobota, 12 listopada 2016

Od Ivana C.D Cheolsuna

Nie miałem ochoty na spędzanie z nim czasu, tym bardziej, że Cheolsun ostatnio zachowywał się naprawdę dziwnie... Kojarzył mi się z wiecznie wystraszonym dzieckiem, a ja nie miałem ochoty się nim zajmować.
Tym bardziej, że do chłopaka nie docierał fakt, że też miałem swoje problemy.
I raczej miał je w głębokim poważaniu.
Przewróciłem oczami, samemu zamykając drzwi do pokoju czarnowłosego, nigdy ich nie zamykał...
Swoją drogą ten szczeniak miał czelność. Wyrządzić komuś takie problemy i wracać by prosić o pomoc...

Powłuczyłem nogami do sali gimnastycznej, z tego względu, że zaczynałem dzisiaj WF'em, przynajmniej bez niego.
Czułem się teraz jak despota, odrzucając starania chłopaka, co skutkowało kolejnymi wyrzutami sumienia. Nie miały prawa równać się z tymi poprzednimi, bo kiedy byłem czysty, zwyczajnie było mi wszystko jedno. Nie potrzebowałem kolejnych dawek, nie byłem na głodzie.
Przez swoją odmienność nie borykałem się z problemami narkomanów, ale bez nich czułem się pusty w śrdku, kompletnie wypalony z inwencji twórczej dążyłem do końca dnia w silnym otępnieniu.
Z bólem unikałem Cheola, zatracając się w bezsensownych rozmowach z każdym kto chociażby spytał mnie o godzinę.
Nieważne jak bardzo starałem się trzymać Azjatę z dala od siebie, ten był zbyt natarvzywy i chąc nie chcąc zmuszony byłem wdać się z nim w rozmowę.
- Czemu to robisz? - spytał wbijając palce w moje ramię.
- Robię co? - odpowiedziałem wymijająco.
- Unikasz mnie. - mruknął. Jego pewność siebie wolno ulatywała, powoli robiła się coraz słabsza aż w końcu jego wzrok zaczął wyrażać strach. Potarłem nerwowo czubek nosa.
- Cheoś, słoneczko. Idąc ze mną wtedy po prochy dokładnie dałeś mi do zrozumienia, że to koniec naszego "układu". Przyszedłem do Ciebie żeby sobie ulżyć na sumieniu jasne? Nic więcej - warknąłem wściekły. Nie miałem siły wiecznie się z nim sprzeczać o to samo skoro koniec końców do chłopaka nic nie docierało. Cheolsun mimo, że przewyższał mnie wzrostem nadal był jak dziecko. - Czas się zmierzyć z bolesnym światem dorosłych mały, jesteś dużym chłopcem, a tu potwory są straszniejsze niż w Twoich snach - rzuciłem opuszczając pomieszczenie. Zdeterminowany do przebycia dnia w towarzystwie przyjaciół i miłych dziewczyn, które miały robić za modelki w ostatnim przeglądzie kostiumów miałem naprawdę dobry humor. Nie przejmowałem się już Lee, chłopak powinien się nauczyć, że w znajomości ze mną nie ma miejsca na błędy.
Minuty mijały, a wraz z nimi przewijały się lekcje, przerwy, obiad, zajęcia dodatkowe, aż w końcu dotarliśmy do końca dnia.
Siedziałem w pokoju z Trevorem, chłopakiem z mojej klasy prowadząc z nim niedokończoną rozgrywkę w karty, przerwaną przez dzwonek.
- Ktoś puka - zauważył chłopak gdy ja oderwany od rzeczywistości tasowałem swoje karty gotów do zadania ostatecznego ciosu chłopakowi.
- Otwarte - krzyknąłem z końca łóżka, by po chwili zobaczyć jak zdeterminowany Azjata wdziera się do mojego pokoju rozsiewając swoją złość po całym pomieszczeniu. Przewróciłem oczami lekko już zdenerwowany.
- Możemy dokończyć to jutro? - spytałem wysuwając w jego stronę swoje karty.
- Spoko. Tylko nie spalcie szkoły - rzucił na pożegnanie. Spojrzałem na chłopaka z pobłażliwością.
- Kompromitujesz się Cheolsun. - chłopak w bokserkach i cienkiej koszukce nadal stał na środku pokoju zaplatając dłonie na klatce piersiowej. - Powiedziałem Ci już, że to koniec tego Twojego układu. Stroje oddałem wczoraj - przewróciłem oczami widząc jak bardzo próbuje nie poddać się emocjom.
- Ale dlaczego? - jego głos lekko drżał.
- Bo jesteś wścibskim idiotą? Posłuchaj mnie, to co teraz powiem nie ma na celu Cię urazić ale zrozum, ja nie jestem gejem. Raczej nie mam ochoty spać z chłopakiem - odparłem najspokojniej jak mogłem patrząc ciemnowłosemu prosto w oczy.

Cheolsun?
Krótkie ale chce Cie zostawic z tym wnioskiem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz