niedziela, 5 lutego 2017

Od Kendall cd. Kayline

Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, nie wiedziałam czy postępie źle do tym bardziej gorszej sytuacji ale szczerze mówiąc bym nie mogła się pogodzić z tak wielką stratą. Cicho wypuściłam powietrze przez usta a następnie wreszcie się przełamując położyłam się koło już chyba śpiącej blondynki. W pokoju panowała całkowita ciemność ale i tak mogłam dostrzec najmniejsze szczegóły a tym bardziej ten jeden który znajdował się przede mną. Mój wzrok przez cały czas spoczywał na niej, i tych niebieskich oczach wpatrujących się w moje niebiesko brązowe tęczówki. Delikatnie przeczesała dłonią moje brąz włosy a następnie założyła pasmo za moje ucho. Opuszki jej gładkich palców zaczęły powoli przemieszczać w dół zatrzymując się na policzku który był wypełniony piegami które leniwie się rozciągały aż do nosa dając przy tym podobny widok jak na gwiazdy które jak zawsze wypełniały całe niebo nocami.   
Chyba nic by się nie stało gdybym tak nagle znikła, nie zostawiając po sobie żadnego śladu czy nawet jakiejś wskazówki. Przynajmniej wszystko by się dobrze mi układało, taka powolna i wyczerpująca praca która by była warta swojego wysiłku. Zastanawiasz się do czego dążę? To lepiej przestań bo sama nie wiem, jest to i będzie zwykłym zmarnowaniem swojego cennego czasu którego już mi brakuje. Jest jeden problem, czy by mi kiedyś wybaczyła? Nawet gdybym wróciła lub bym zrozumiała co zrobiłam, czy by mi wybaczyła? Ja robiłam to wiele razy nawet gdy ona nie prosiła o to, nawet tamtej nocy wybaczyłam jej ale ona nie świadoma tego nie zwracała zbytnio uwagi na tą całą sytuacje. Powiedziała mi coś co chciałam usłyszeć od dawna, a ja zamiast się cieszyć próbuję jakoś poukładać wszystko w moich skłębionych myślach. Nadal gładząc mnie kciukiem po policzku uśmiechnięta przybliżyła się do mnie, a ja jedynie złapałam jej dłoń łącząc ją ze swoją.
- - szepnęłam dość zmęczonym głosem i zakończyłam to wtulając się w jej zagłębienie w szyi.
Wciągając powietrze przez nozdrza dotarł do mnie jak zawsze zapach perfum których używała, a zadziwiające było to że pamiętałam wszystko nawet te nieważne szczegóły które zawsze siedział za cieniem tych ważniejszych aby chociaż kiedyś ujrzeć światło dzienne tego dziwnego świata. Tkwiłam tak w swoich myślach aż do tego momentu kiedy zostałam obdarzona falą ciepła, były to tylko Kayline która objęła mnie rękoma w pasie starając się uważać aby zbyt mocno mnie nie objąć. Bez zastanowienia się tak po prostu złożyłam na jej brodzie jednorazowy pocałunek, który się skończył na kolejnym na szyi.
-Dobranoc.- szepnęłam stykając swoje usta z jej ciepłą skórą na szyi.
~~~
Ciekawa jestem tego czy to wszystko jest zwyczajnym snem czy po prostu bardzo realistyczną rzeczywistość która tak na prawdę nie jest prawdziwa, ..taka zwyczajna iluzja oszukująca nasze wszystkie zmysły. Jeśli to jest sen nie chcę się budzić nawet wiedząc że to wszystko jest jedynie zwyczajnym snem. Cicho mrucząc przewróciłam się na drugą stronę ciała mając znów zapaść w tą krainę snów ale dźwięki dobiegające z korytarza nie dawały mi spokoju ciągle powracający co ułamek sekundy. Kolejny głośny huk na który nie zwróciłam zbytnio uwagi lecz każdy następny doprowadzał mój umysł do kompletnego niezrozumienia dla czego ktoś by coś robił akurat w sobotę rano. Leniwie otworzyłam oczy od razu stykając się z wzrokiem do ściany, tej białej ściany przy której zazwyczaj się budziłam każdego poranka.  Jedną ręką zaczęłam macać drugą połowę łóżka próbując znaleźć swojego smartfona miejąc nadal swój wzrok na ścianie. Mogłam jedynie wyczuć tylko materiał od pościeradła jak i moją drugą poduszkę która zawsze lądowała na ziemi po nocy. Ciepło, tak mogłam jedynie opisać ten przedmiot który właśnie się znajdował pod moją dłonią, mając już za niego złapać odwróciłam się w jego stronę. Myślałam że moje serce zaraz wyskoczy z klatki piersiowej na widok tego co miałam przede mną. Wpatrujące się we mnie niebieskie oczy próbując jakoś wyczytać coś z mojej twarzy, blond włosy które pod padającymi na nie promieniami słońca aż się błyszczały, zwyczajna over sized czarna bluza i niebieskie poszarpane spodnie na kolanach i udach w stylu mom jeans.
-Wreszcie wstałaś.- powiedziała a jej wyraz twarzy się zmienił nagle w szeroki uśmiech ukazujący rząd białych zębów.
Miałam już odwzajemnić uśmiech blondynki ale na wizje wczorajszej nocy chciało mi się ją porządnie no, ochrzanić. Marszcząc brwi nie odwracałam z niej wzroku.
-Przestań próbować unikać tego tematu.- odpowiedziałam z pewnym siebie głosem lecz trochę zachrypniętym.- Chyba sama wiesz o co mi chodzi, i nie muszę ci znów tłumaczyć jak to szkodzi twojemu zdrowiu.- dokończyłam ale tak na prawdę dopiero zaczynałam tocząc ze sobą walkę aby zbytnio mnie nie poniosło.
-Mówi ta która sama się upiła a następnie wylądowała w szpitalu, hymmm?- rzekła głupio się uśmiechając do mnie widocznie nie rozumiejąc powagi tej całej dopiero zaczynającej się rozmowy.
-Rozmawiamy teraz o tobie a nie o mnie, więc nie zmieniaj tematu.- warknęłam dając jej znać że nie odpuszczę tak szybko.
Nie odpowiedziała jedynie zbliżyła się i swoim ciężarem ciała przygniotła mnie patrząc na mnie z góry nadal z tym swoim uśmiechem. Drgnęłam, rzucając na nią zimne jak i ciężkie spojrzenie a ona nawet tym się nie przejęła nadal wpatrując się we mnie swoimi niebieskimi oczami przypominające mi jedynie ocean.
-Nigdy się nie dowiesz.. ja już się dowiedziałam.- odgryzła się, ale nie mogłam zrozumieć jak się dowiedziała.
Z niezrozumieniem mój wzrok powędrował na mój bark który był w połowie przykryty kołdrą, na widok tylko czarnych ramiączek i gołej skóry aż mogłam wyczuć jak moja twarz robi się cała czerwona. Zawsze byłam nieśmiała ale teraz bym mogła się zakopać pod ziemią i dosłownie tam umrzeć. Cichy śmiech wydobył się z ust blondynki która nadal spoczywała na mnie ledwo dając mi jaką kolwiek swobodę ruchu.
-Tym razem wygrałaś ale pamiętaj jeszcze kiedyś do tego wrócimy.- po chwili ciszy powiedziałam bardziej okrywając się kołdrą aż do szyi.
Cmoknęła mnie w usta następnie przecząco kręcić głowo złapała mnie w pasie podnosząc do góry.
-Proszę przestań.- pisnęłam wpierw chichocząc.
Nagle usłyszałam cichą wibracje dobiegającą z podłogi, był to mój telefon. Chcąc odebrać to połączenie chciałam wstać lecz Kay nie umożliwiała mi tego.
-Ciekawe kto dzwoni? Może ktoś ważny, ale chyba będzie musiał trochę poczekać... bo po prostu masz, przepraszam my mamy ważniejsze rzeczy do roboty.- powiedziała całując mnie delikatnie w usta.
Oddałam jej pocałunek pogłębiając go z uśmiechem na ustach, nie mogłam zrozumieć samej siebie, raz jestem zła na nią a po chwili już wszystko jest okey i ta cała złość idzie w nie pamięć. A na dodatek te dziwne uczucie które się pojawia na widok lub zwyczajny dotyk przez jej osobę jest po prostu nie wyobrażalnie silny i przyjemny aby w tym samym czasie zastanawiać się o czymś innym tym bardziej o zwyczajnym telefonie. Ale niech przynajmniej wie że dając jej całą uwagę na prawdę mi zależy.

<Kay?>

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Od Jokera

Od Joker'a
Może to głupie ale postanowiłem dołączyć do.akademii. W sumie to nie zmieni mojego życia ponieważ akademia jest umieszczona niedaleko miasta, więc dalej będę mógł wykonywać zlecenia.
Następnego dnia byłem już w akademii poszedłem do dyrektora powiedział mi jaki mam pokój, a no i powiedział, że wie kim jestem in że będzie miał na mnie oko to mnie trochę rozbawilo ale ciii. Poszedłem do swojego pokoju. Był idealny żartuje w sam raz. Rozpakowałem swoje rzeczy i schowalem swoje gadżety. Był już wieczór więc postanowiłem ze pójdę spać. Wziąłem prysznic i poszedłem spać tak jak planowałem.
Następnego dnia wstalem o 8 rano. Ubrałem sie szybko i poszedłem na śniadanie. Tam wziąłem talerz nalesnikow i usiadlem w wolnym stoliku. Każdy mi się przyglądał co mnie bawiło. Po śniadaniu postanowiłem, że obejrze tereny akademii. No powiem ze były niezle nawet. Gdy tak się przechadzałem poczulem, że ktoś się na mnie patrzy. Rozejrzałem się i zobaczyłem jakąś dziewczyn.
- Dlaczego mnie obserwujesz? - zapytalem
Dziewczyno?

niedziela, 29 stycznia 2017

Od Beatriz cd. Autumn

To co najpierw rzuciło mi się w oczy to burza rudych włosów i piegi.
Potem półnaga dziewczyna.
Na końcu to, że to NIE BYŁ MÓJ POKÓJ.
Zamurowało mnie kompletnie. Z transu wyrwał mnie dopiero krzyk dziewczyny. I po prostu uciekłam. Zatrzymałam się gdzieś mniej więcej w połowie korytarza i zaczerpnęłam oddechu. Czułam jak krew napływała do moich policzków i jak paliłam się ze wstydu. Zakryłam twarz i powoli oddychałam. Niemniej jednak postanowiłam udać się na lekcje. W końcu tłumaczenie „Nie było mnie, ponieważ ujrzałam półnagą dziewczynę i byłam tak zażenowana, że postanowiłam zrobić sobie wolne” nie było na miejscu. Cały dzień myślałam o tym zdarzeniu, dopóki nie nadeszła pora obiadowa. Stojąc w kolejce na stołówce omal nie padłam. Nasze spojrzenia spotkały się.
„Muszę zachować honor i ją przeprosić, dawaj Beatriz” – myślałam.
Odchodząc z jedzeniem obserwowałam rudą, koniecznie chciałam wiedzieć gdzie usiądzie. Uznałam, że to będzie najlepszy moment aby porozmawiać. W duchu błagałam aby nie usiadła ze znajomymi, tylko sama. Głośno odetchnęłam, kiedy zajęła miejsce przy oknie, w zupełnej samotności. Kiedy położyłam swoją tacę przed jej nosem dziewczyna nie była zaskoczona, ale śledziła każdy mój ruch.
-Cześć, chciałam się najmocniej przeprosić za..za to rano. Byłam taka roztargniona, zupełnie nie zauważyłam tej piętnastki, z resztą jestem tu od niedawna tak samo jak ty – uznałam to tłumaczenie za naprawdę głupie i dziecinne, ale brnęłam dalej – Naprawdę przepraszam.

<Autumn? Nie potrafiłam wymyślić niczego lepszego xD>

Joker

 Przestajemy sprawdzać czy nie ma potworów pod łóżkiem, gdy zrozumiemy, że oni są w nas. 

 https://68.media.tumblr.com/d6b1587773f40d23b27deb21e7b024ee/tumblr_oaob6bGYwD1qetpq0o1_500.gif
 Imię: Jego imię to Joker, dla ciebie Mr. Joker
Pseudonim: Joker, Klaun, Szaleniec, Psychopata
Nazwisko: Nie posiada nazwiska
Wiek: 21
Płeć:HAHA HAHA widać, że płeć męska, nie?
Orientacja: Trudna sprawa z jego orientacją. HAHA HAHA żart oczywiście,że Hetero.
Głos: Suicide Squad - Joker
Moc:
- Joker głównie potrafi sterować uczuciami i emocjami drugiej osoby.
- Potrafi również czytać w myślach.
- Przede wszystkim potrafi sam leczyć swoje rany
Pokój: Jednoosobowy nr 17
Aparycja:Klaun jest bardzo wysoki ma ponad 190 centymetrów wzrostu, a jego waga to zaledwie 87 kg. Podczas pewnej akcji w czasie ucieczki wpadł do kadzi z chemikaliami w pobliskich zakładach chemicznych Ace. Wypadek ten zmienił kolor jego skóry na kredowobiały i zabarwił jego włosy na zielono, a także w wyniku porażenia nerwów wykrzywił twarz w charakterystycznym, sardonicznym uśmiechu. W sumie to ma umięśnione i wysportowane ciało, ale w takim średnim stopniu. Ma wiele tatuaży na torsie, twarzy na plecach i bog wie gdzie jeszcze. Na dłoni ma wymalowany uśmiech, który przykłada często do twarzy. Aaaaa no i oczywiście kolor oczu jest zielony.
Charakter:Joker jest dość niebezpieczny, ale to nie ma związku z jego rasą. Używa przede wszystkim swojej inteligencji, jest bardzo mądry i wykształcony w dziedzinie chemii, fizyki i inżynierii. Joker jest bezlitosnym psychopatą z niecodziennym poczuciem humoru. Potrafi się śmiać nawet, gdy kogoś zabije. Normalna osoba by nie mogła spać po nocach z myślą ile osób zabiła, ale nie on. Jego to po prostu bawi. W sumie nie wiadomo czy jest odważny czy po prostu jest w takim stopniu szalony, że niczego się nie boi. Potrafi omotac nie jedną dziewczynę, która by zrobiła dla niego wszystko. Nikt nie wie jak się zachowuje, gdy jest zakochany. Większość mówi, że nigdy się nie zakocha bo jest bez serca. Gdy napada na przykład na banki robi to z niezwykłą precyzją.
Partner: Nope.
Rodzina: Kiedyś może i miał.
Zainteresowania: Głównym zainteresowaniem Joker'a jest tworzenie własnych gadżetów. Czasem potrafi przesiedzieć cały dzień w pustym pomieszczeniu robiąc różne gadżety. Posiada niezłą kolekcję broni np. Ma chyba ze sto noży z trzysta r
Inne:
Klaun używa zmyślnych gadżetów takich jak tryskające kwasem ozdobny kwiat, zaostrzone karty do gry, skomplikowane ładunki wybuchowe czy miny-pułapki.
- Uwielbia noże i pistolety
- Jednym z wynalazków Jokera jest trucizna o nazwie Jad Jokera, na którą tylko on jest odporny. Trucizna ta silnie działa na ośrodki mózgu, odpowiedzialne za mimikę i śmiech. Podrażniając je, wywołuje u poddanego działalności gazu wielki, sardoniczny uśmiech, a po niedługim czasie śmieć. Joker venom może mieć postać gazu, jest bezwonny, rozpuszcza się w wodzie i ma różnoraki kolor, w zależności od stężenia: od bezbarwnego, przez zielonkawy do beżowego. Oprócz tego używa także „joy buzzera” – elektrycznego paralizatora naręcznego, mogącego porazić potencjalnego oponenta, bądź jak w innych mediach nawet spalić lub porazić prądem osobę trzymającą rękę Jokera przez dłuższy czas.
- Nigdy nie opowiada o swojej przeszłości
Kontakt: nacosiegapisz1

Od Laurencego C.D Ansela

Przetarłem twarz dłonią w głowie po raz kolejny analizując swój dzisiejszy sen. Siedząc w różowym pokoju czułem się jak w psychiatryku.
- Blanca czemu zgodziłaś się na taki beznadziejny kolor - pudrowy odcień bił po oczach gdy przyglądając się mu próbowałeś jakkolwiek złagodzić niepokojące myśli. Dziewczyna z zażenowaniem przewróciła oczami, a ja zdałem sobie sprawę, że na ten moment jest to mój najmniejszy problem. - Nie wiem co robić, ten idiota lgnie do niego i nie widzi co się dzieje. - dodałem gdy jej zirytowany wyraz twarzy przebił się przez moje myśli. - Słuchaj, próbowałem. To już nie jest mój problem jasne? - usiadłem na krawędzi łóżka próbując skupić spojrzenie na czymkolwiek innym niż doprowadzający mnie do szału różowy kolor, ale on był wszędzie...
Dosłownie.
- Nie możesz go tak zostawić... - zaczęła swój monolog.
- Nie mogę? Kto mi zabroni? - prychnąłem zażenowany obronną postawą dziewczyny.
- Nikt, ale nie rób z siebie pana mam wszystko w dupie i nie udawaj tak zakochanego w sobie. - wycedziła machając mi palcem wskazującym przed twarzą.
- Nawet nie próbuję - odparłem zirytowany takim obrotem spraw.
- Jeśli coś mi się stanie to będzie to Twoja wina. On nie poniesie za to żadnej odpowiedzialności. - mruknęła. Nie lubiłem tego, tego głosu rozsądku jakim dziewczyna próbowała być w moim życiu, co gorsza zawsze jej ulegałem.
Wbrew sobie podkreślam.
- Nie wiem nawet gdzie mogę ich znaleźć - wzruszyłem ramionami kładąc dłonie na swojej twarzy, spokojne oddechy, ani liczenie do dziesięciu nie pomogło wprawdzie w uspokojeniu myśli, ale uświadomiły mi, że odpowiedź mam tuż pod nosem.
- Patrzysz, ale nie widzisz... - szepnąłem do siebie gotów by w tym momencie poderwać się z miejsca i biec w jedyny punkt na całej ziemi, gdzie mogli teraz być.
- Co? - spytała rozkojarzona dziewczyna, do której widocznie dotarły moje słowa.
- Sherlock Holmes - rzuciłem w pośpiechu zrywając się z miejsca. Nie docierały już do mnie krzyki dziewczyny, a fakt, że mój sen był tak jak się spodziewałem - wyjątkowo realny.
Teraz również biegłem, biegłem niepewien tego czy zdążę, nie pewien tego, że przeze mnie nie dojdzie do tragedii.
Byłem na siebie zły, jednak nie dlatego, że całe zajście było z mojej winy - by do tego się przyznać czułem zbyt wielką dumę, byłem zły bo pozwoliłem komukolwiek w jakikolwiek sposób się do siebie zbliżyć.
Nie chodziło tu też o Noaha, a o to, że mur, który budowałem dookoła swojej ostoi powoli pękał, burząc przy tym spokój mojego ja.

***

Moje zmysły wariowały powodując, że czułem wszystko aż zbyt wyraźnie. Mówią, że strach potęguje doznania, więc musiałem być teraz wyjątkowo przerażony bo każdy podmuch wiatru uderzał we mnie z siłą tak wielką, że się cofałem. Nie miałem siły biec dalej, wszystko we mnie mówiło, żebym się zatrzymał i zawrócił bo nie warto.
Nie warto...
Nawet jeśli nie chłopak, to mój honor był tego wart i własna duma oraz wygórowane ego, odgoniły zdrowy rozsądek. Jeszcze dwie ulice dzieliły mnie od katastrofy.

*w tym samym czasie oczami Noaha*
- To chyba nie jest club, czy Ty coś planujesz? - z wypisanym na ustach pijackim uśmiechem Ansel zadawał mi pytania, na które nie chciałem odpowiadać. Chłopak był już dobrze wstawiony, na tyle, że nawet nie zorientował się w jak wielkim zagrożeniu się znalazł.
Nie trudno było przekabacić jego prosty umysł kiedy chłopak był trzeźwy, więc teraz stanowił dla mnie jeszcze mniejsze zagrożenie.
Mniejsze?
Raczej żadne.
Mój zepsuty do szpiku kości charakter dopuścił do siebie tą psychopatyczną, zazdrosną stronę. Tą, która miała zniszczyć tego pseudo "bad-boy'a"
- Jesteś żałosny - szepnąłem do siebie z nutą rozczarowania, naprawdę liczyłem na nieco większe wyzwanie. Pchanie chłopaka w oblicza porażki było po prostu nudne.
Byliśmy na miejscu, dach bloku na obrzeżach, był idealnym miejscem by uświadomić ludziom, że cudzych własności się nie dotyka. Może brzmi to niebezpiecznie...
Nie, zaraz to jest niebezpieczne i takie też ma być.
Zimne powietrze powoli wpływało na zmysły chłopaka, widziałem, że zaczęło docierać do niego w jak beznadziejnej sytuacji właśnie się znalazł.
- Czemu... Czemu tu jesteśmy? - jego głos rozbrzmiał goryczą, jakby zdawał sobie sprawę... Wolno dochodził do wniosku, że te bajki, które winowajca całego zajścia wpajał mu do głowy, wcale nie były pustymi słowami. - Ty...
Zaśmiałem się gorzko przerywając jego monolog.
- No, ja, ja. Ansel, słońce. Rodzicie Cię nie uczyli, że przyjaciół nie dobiera się po wyglądzie? Czekaj... Jak to było? Nie ocenia się książki po okładce.
- Nie rozumiem.
- Oh jasne, że nie rozumiesz. Jesteś głupi, gdybyś miał w swoim umyśle choć najmniejszy procent inteligencji to zauważyłbyś, że choć ze mnie książka byłaby wyjątkowo piękna, to spalona w środku - moja mowa w tej sytuacji była może trochę nie na miejscu, ale dobór słów szykowałem tak długo, że doprawdy... Nie mogłem się pohamować. - W Tobie zaś widzę kolorowe pisemko, który każdy wyrzuca co do kosza chwilę po przeczytaniu. W przeciwieństwie do tych badziewnych gazetek każda książka ma swojego właściciela. - chłopak, którego umysł powoli dochodził do siebie zaczął cofać się do drzwi wyjściowych gdzie czekała na niego pokaźnych rozmiarów obstawa. Dwoje mężczyzn skutecznie zagrodziło chłopakowi drogę zmuszając, by wysłuchał mnie do końca. - Książki to skarby, a swojego skarbu się nikomu nie oddaje Anselu. Chciałbym teraz zarzucić przyjazną anegdotką o tym jak to cenne jest życie i dać błyskotliwą radę na przyszłość, ale na Boga... Twojej przyszłości już nie ma - gorzki śmiech przesiąkł przez powietrze atakując skołatane nerwy drżącego ze strachu chłopaka. Jednak poza gorzkim śmiechem gęste powietrze przecięło coś jeszcze. Głos... Głos, który przecinał drogę między mną, a moim towarzyszem, głos, który atakował mnie na tyle boleśnie, że mój przytłumiony umysł nie zarejestrował jego właściciela.
- Noah, przyjacielu. W Twojej książce, należy zmienić zakończenie.

* Wracając do Laurka xd*
 Wchodząc przez okno staruszki mieszkającej na najwyższej kondygnacji budynku czułem się jakbym w owym Sherlocku naprawdę uczestniczył.
Czułem również strach, bo choć doskonale znałem Noaha i jego zamiłowanie do Angielskiego detektywa, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że coś mi umknęło.
Obawy ulotniły się jednak gdy niski, ten typowo męski głos dotarł do moich uszu a dłonie zaczepiły o krawędź dachu.
Wyzwaniem było się po nim wspiąć.
Dziurawiąc sobie przy tym koszule i spodnie *nie wspomnę o zgubionym bucie* wdrapałem się na miejsce zbrodni.
Cofnij.
Miejsce niedoszłej zbrodni.
Z dumą napawałem się chwilą szoku na twarzy Noaha, tak. Wyraz jego twarzy był wart zachodu o życie chłopaka.
- Zakończenie? - prychnął szukając w głowie rozwiązania z nieoczekiwanego zwrotu akcji. - Będzie takie jakiego oczekiwałem. Spektakularne... - na te słowa, jak na szyfr dwójka mężczyzn zaatakowała chłopaka powalając go na ziemię niczym lalkę.
Pod wpływem alkoholu nie miał jak się bronić.
Nie musiał...
Mój głośny śmiech rozkojarzył wszystkich obecnych. Naprawdę długą chwilę zajęło myślenie co jest jego powodem. W drzwiach bowiem, ze szczotką w ręku stał nie kto inny, a babcia, która chwilę temu wypuszczała mnie przez otwarte okno. Wyraz jej twarzy i postawa przystrojona w luźną sukienkę w kwiatki sprawiła, że sytuacja nabrała komizmu.
- Wezwałam policję chuligani! Wiedziałam, że nie jesteś z elektryki! - uderzyłem z otwartej dłoni w czoło czując się tak, jakby Bóg właśnie sparodiował całe moje życie.
Koniec końców podziałało, a ja zostałem sam na sam z chłopakiem, którego darzyłem tak szczerą nienawiścią, że sam chciałem dokończyć dzieła, jakie rozpoczął uciekający przed policją Noah. Staliśmy w lesie za miejscem zdarzenia niepewni, czy odpowiednim jest się z tego śmiać.
- Czy to się stało naprawdę? - głos chłopaka sprawił, że natychmiast spoważniałem mierząc go ostrym spojrzeniem.
- Ciebie to bawi? - uniosłem do góry jedną brew, pełen urazy. - Mam nadzieję, że ten Twój pusty łeb da radę przyswoić sobie jedną rzecz. Słowami Noaha, nie ocenia się książki po okładce - zmęczony chłopak wpatrywał się we mnie dłuższą chwilę, nim sam postanowiłem odejść zostawiając go na pastwę własnych problemów.
Noah nie odpuści.
Będzie chciał dokończyć to co zaczął.


Ansel?
Wybacz zakończenie, ale kiedy przyszło mi do głowy zaczęłam się śmiać i choć nie ma w nim nic zabawnego musiałam go użyć.

ps. jeśli nie masz pomysłu na dalszą część, polecam porwanie. Ale to tylko sugestia żebym dogodziła sama sobie xD

wtorek, 24 stycznia 2017

Od Kayline C.D. Kendall

Znów minął kolejny dzień, który nie napawał mnie radością. Denerwował mnie fakt, że i ja, jak brązowowłosa unikami się jak ognia. Dosłownie, jak dwa żywioły, które nie mają prawa przybywać razem. Kompletne przeciwności. Ale...bolało też to, że gdy tylko napotykałyśmy się na holu akademii, nawet na siebie nie patrzałyśmy. Przechodziłyśmy obok siebie, jak nieznajome osoby.
Z frustracją i smutkiem usiadłam na swoim łóżku, podkulając nogi do brody. Nie miałam ochoty..na nic. W sumie, jak zawsze. Ale teraz to się nasiliło. Po kilku minutach bezczynnego siedzenia, otworzyłam okno, z którego się wychyliłam. Z kieszeni bluzy, wyjęłam zapalniczkę i odpaliłam papierosa, zaciągając się jego rozluźniającym dymem. Gdyby tylko...pójść gdzieś. Ten dzień przeżyć szalejąc, na przykład...
Przemyślanie nad planem dnia, przerwał dzwonek w telefonie. Niechętnie sięgnęłam po niego, czytając przychodzącego sms-a. Jeden, wielki napis- IMPREZA. Uśmiechnęłam się pod nosem, czytając dalsze informacje.

Kay, dzisiaj jest impreza! Musisz na nią iść! Pamiętasz ten klub, Target?Na pewno go znasz, jest blisko twojej akademii. To wbijaj na 19! I ubierz się fajnie, bo muszę mieć na co popatrzeć ( ͡° ͜ʖ ͡°)
~Jays. 

Palnęłam się w czoło. Idiota...Był to mój...kolega.  A raczej kolega mojego brata, z którym miałam dobre kontakty. Dałam mu swój numer, myśląc, że zapomni, że w ogóle ze mną rozmawiał...a tu proszę! Od razu zaczęłam się przygotowywać, ówcześnie spoglądając na zegarek. Miałam dwie godziny! Niczym torpeda wparowałam pod prysznic, umyłam zęby, ubrałam się...Kupiłam ostatnio czerwoną, rozkloszowaną na dole sukienkę, która leżała na mnie idealnie. Podkreślała talię, oraz chude nogi. Do tego ciemny makijaż, bordowa szminka i byłam zadowolona z efektu, jakiego otrzymałam. Nie mogłam się doczekać imprezy, jaka miała się zacząć. I miałam nadzieję, że zbliżę się trochę do Jays'a...był serio fajnym gościem. Złapałam torbę i wyszłam...

~*~

Weszłam właśnie do ciemnego pomieszczenia. Grała głośna muzyka, a wokół latały kolorowe światełka. Czuć było alkohol, papierosy, a nawet podniecenie ocierających się o siebie nastolatków. Stawiając pierwsze kroki, zbliżałam się do baru.
- Sok pomarańczowy proszę- Powiedziałam do barmana, a ten po chwili przyniósł upragniony napój. Biorąc łyka, omal nie zadławiłam się, gdy poczułam czyjeś ręce na ramionach.
- Kayline!- Krzyknął z zadowoleniem wysoki brunet, z czekoladowymi oczami. Jego czupryna była ułożona w nieładzie, co dodawało mu uroku. Był przystojny jak cholera.
- Hej, Jayson!- Odwróciłam się i z uśmiechem go przytuliłam. Odwzajemnił gest, zajmując obrotowe krzesło obok mnie.
- Ładnie wyglądasz, wiesz?- Zagadnął, przyglądając mi się. Tym razem, na moją twarz wkradł się lekki rumieniec.
- Ty też niczego sobie.
- Barman! Dwa shot'y.- Pstryknął palcami, a mężczyzna na około 30 lat, podał dwa kieliszki do których nalał wódki.
- Ja nie piję- Powiedziałam od razu, a ten spojrzał na mnie obrażonym wzrokiem
- Daj spokój, zabaw się! z alkoholem wszystko jest piękniejsze!- Roześmiał się, na co westchnęłam głęboko.- chyba nie chcesz, żebym sam wszystko wypił?- Namawiał mnie jeszcze jakieś piętnaście minut, aż w końcu uległam. Niepewnie wzięłam kieliszek do ręki i za jednym razem wypiłam zawartość. Czułam, jak po moim gardle rozpływa się ostra ciecz. Skrzywiłam się, popijając sokiem.
- Nieźle, jak na pierwszy raz.- Szepnął chłopak, po czym wstał. Wpatrzona byłam w niego jak obrazek...Heh, nawet do tańca mnie zaprosił. Zgodziłam się, idąc z nim na parkiet. Już po chwili wszystko, to całe skrępowanie, zahamowania minęły, wraz z kolejnymi wypitymi drinkami. Nigdy nie myślałam, że kiedyś się upiję!Jedna kolejna, potem druga, trzecia, czwarta..aż skończyło się na jiś 15 drinkach. Czułam, jak w końcu czuję się wolna, Odważna. Że mogę zrobić..wszytko! Zamglonym wzrokiem, dalej chłonęłam przyjemność tańczenia z Jays'em. Zbliżył się do mnie, uśmiechając się głupkowato, co mnie rozśmieszyło. Zatrzymałam wzrok na jego tęczówkach, które lustrowały mnie od góry do dołu. Gdy poczułam na sobie jego dotyk, przeszły mnie przyjemne dreszcze. Mimo to, zrobiłam krok w jego stronę, opierając się o jego klatkę piersiową. Dalej kręciliśmy się w rytm muzyki. W tedy, złapał za mój podbródek i głowę pociągnął do tyłu. Nie miałam pojęcia co robię, wypite promile dały o sobie znać. Przymykając oczy, spojrzałam na jego usta. Były niebezpiecznie blisko moich. Gdy chciałam coś powiedzieć, niespodziewanie połączył nasze usta w zachłannym, namiętnym pocałunku...Nie stawiałam się. I nie myślałam o niczym. Przyjemne ciepło, jakie się we mnie rozlało, było niezwykle przyjemne. Trwaliśmy tak chwilę, aż zmieniłam bieg, przygryzając jego dolną wargę. Już myślałam, że ta noc będzie cudowna...ale w jednej chwili, w głowie pojawił mi się pewien obraz. Pewnej osoby. Pewnej bliskiej mi osoby, która traktuje mnie jak nieznajomą...Zdenerwowało mnie to. Oderwałam się od przystojnego bruneta, by po chwili zabrać torbę i...wyjść. Miałam dobrze wyznaczony cel. Chciałam znaleźć Kendall. Słyszałam, ajk mnie woła, ale ignorowałam to.
Otworzyłam drzwi, czując mroźny powiew. Założyłam bluzę, którą miałam w torebce, po czym założyłam ją na siebie. Przeszłam przez ulicę, potem obok parku...aż zatrzymałam się przed znajomym budynku. W mgnieniu oka zapomniałam o swoim celu, opierając się o ścianę.Nabrała mnie chęć na zapalenie, więc wyjęłam papierosa i włożyłam go do ust. Wraz z odpaleniem go, wciągnęłam dym, po czym wypuściłam, powodując ciemny obłok. Niestety, w połowie coś wyrwało mi opakowanie z rąk.
- Nie ma mowy, wiesz ile szkód może to narobić- Usłyszałam pełen gniewu głos, należący tylko do jednej osoby...Odwróciłam się, zaciskając ręce w pięści. Zdezorientowaną dziewczynę przygniotłam do ściany, trzymając ą za bluzę.
- Puść mnie- Szepnęła, niemal niesłyszalnie. Dzieliły nas jedynie milimetry, a przemawiała prze mnie jedynie złość. Miałam nad nią przewagę, nie tylko fizyczną, ale i psychiczną. Nie miałam zamiaru odpuścić, zwłaszcza, że alkohol nie był moim przyjacielem.
- Oddaj paczkę.- Warknęłam, kurczowo trzymając ją za bluzę. Nawet, jeśli jej pełne strachu oczy mówiły "Nie bij, pls",  dalej była stanowcza, wyrzucając papierosy z dala ode mnie, w dodatku z wrednym, ale małym uśmieszkiem. Wbiłam w nią lodowaty wzrok, po czym z trudem rozluźniłam uścisk. W na pięcie, chwiejnie odwróciłam się w stronę kolorowego opakowania, jednak jej cichy głos mnie zatrzymał.
- Kayline.- Stanęłam w bezruchu.- Jesteś pijana?- Spytała, podchodząc do mnie.Uśmiechnęłam się pod nosem, jednym krokiem znajdując się tuż obok niej. Byłam od niej kilka milimetrów wyższa, z czego się ucieszyłam.
- Ja? Pijana? Njeee- Zaśmiałam się cicho, patrząc na nią ze zmrużonymi oczami. Wzrok, cały czas mi się zamazywał, więc nie byłam do końca pewna, czy aby nie rozmawiam z inną osobą. Ale kto ma taki głos? Kto zna moje imię? Niewielu, właśnie.
- Kay, czemu to zrobiłaś..?- Jęknęła, próbując mnie delikatnie odepchnąć. Ale dalej stałam przy swoim, nawet nie drgając.
- Bo chciałam zapomnieć.- Wzruszyłam ramionami- O tobie, o tym, że cały czas mijamy się bez słowa, chciałam zapomnieć o...o wszystkim! Ale kiedy całowałam się z tym przystojniakiem..- Zatrzymałam się na chwilę, czując szklące się oczy.- Nie mogłam! Wiesz czemu? Bo cię widziałam. I było mi cholernie smutno, że ty nim nie jesteś....- Pociągnęłam nosem, kładąc głowę na jej ramieniu.
- Z...z kim się całowałaś?- Szepnęła, przez co znów uniosłam głowę.
- No jak z kim? Z Jay'em!- Bąknęłam niewyraźnie, po czym przygryzłam dolną wargę.- Ale...
Nie dokończyłam, złączając nasze usta. Poczułam, że się wzdrygnęła. Ponownie przygryzłam wargę, na chwilę przerywając, by spojrzeć w jej oczy. Była widocznie zszokowana.A ja miałam ochotę ją przytulić i nie puszczać. Ignorując jej zdziwienie, znów ją pocałowałam. Nie było to tak agresywnie, a delikatnie. Poczułam, że to oddała, co mnie po prostu uszczęśliwiło. Przyznam, że brakowało mi tego. Mimo stanu, w jakim byłam, uświadomiłam sobie jedną, ważną rzecz..Chyba zakochałam się w brązowowłosej istocie zwaną Kendall. Było mi tak przyjemnie,  jednocześnie czułam, że potrzebowałam tego jak niczego innego.Serce mi szybciej zabiło, niemal nie wyskoczyło z klaki piersiowej.
- Kyline.- Przerwała dziewczyna, oddając się ode mnie. Odwróciłam się z ciekawością, na co pokręciła głową- Nie możesz tyle pić. Idziemy do pokoju.- Złapała mnie za ramię i pociągnęła na korytarz.
- Ale zostaniesz ze mną, nie?- Spytałam, podśpiewując jakąś nieistniejącą melodię. Ta spojrzała na mnie przez ramię, lekko się uśmiechając.- No Kennyś! Nie zostawiaj mnie! Ja tu chcę ci coś wyznać, a ty ciągniesz mnie nie wiadomo gdzie! No ej, to nie fair- Zrobiłam naburmuszoną minę, widząc, jak otwiera mój pokój. Mój? Szczerze, wyglądało mi to na łazienkę. Albo na coś innego.- Gdzie idziewmy?!- Wydarłam się.
- Nie drzyj się!- Skarciła mnie, a ja skrzyżowałam ręce na pięści. Prychnęłam coś pod nosem, kręcąc głową.
- Ale ej, posłuchaj mnie w reszcie!- gdy weszłyśmy do pomieszczenia, znów przygwoździłam ją do jakiegoś mebla. Tym razem, była to szafa,
- C.co?- Spytała, na co zachichotałam.
- Kocham cię- Szepnęłam do jej ucha i odkleiłam się od niej. Ujrzałam jakąś miękką powierzchnię, po czym runęłam na nią, mrucząc pod nosem. Byłam zmęczona, więc zamknęłam oczy, biorąc po głowę poduszkę.Chciało mi się spać, a jednak, kątem oka błądziłam po brunetce, która stała jak zamurowana.

<Kenny? ^_^>

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Wyjaśnienia.

Okej, wiem, że blog został zaniedbany, naprawdę zdaję sobie teraz z tego sprawę i rozumiem też, że chyba jestem wam winna wytłumaczenia.
Cóż, od grudnia męczę się z dość poważnymi problemami zdrowotnymi i rodzinnymi. Zaczęło się jakoś od końcówki listopada i niestety łącząc to ze szkołą nie dałam rady wmieszać w to jeszcze bloga, tak to jest dla mnie powód, rozumiem jeśli dla was to nic złego ponieważ "mogłam sobie poradzić inaczej".
Wiem, że sytuacja nie jest najlepsza ale administracja stara się wszystko naprawić i zmierza to w dobrym kierunku, dzięki waszym pomysłom, na blogu może zajść wiele zmian, dobrych zmian.
Nie miejcie w tym wypadku pretensji do innych administratorów bloga, bo całą winę za jego upadek biorę na siebie.
Starali się to utrzymać.
Mam nadzieję, że będziecie na tyle wyrozumiali, żeby mi to wybaczyć.

~Laurek.

niedziela, 22 stycznia 2017

Od Ansela c.d Laurencego

W sobotę jak to w każdy inny dzień wolny obudziłem się dopiero po 9:00. Zadowolony, że natrętny budzik nie miał z tym nic wspólnego i nareszcie mogłem spać tyle ile chciałem wygrzebałam się spod ciepłej, a wręcz gorącej kołdry. To zawsze pozostawało niezmienne -nie ważne o której godzinie i w jakiej porze roku- po opuszczeniu łóżka zawsze pojawiały się na moim ciele ciarki spowodowane różnicą temperatur. Zgarniając z krzesła niedbale zwinięte w kulkę ubrania zniknąłem za drzwiami łazienki.
Był to pierwszy wolny od szkoły dzień, który spędzałem w tej akademii. Jeszcze wczoraj miałem masę pomysłów co do tego jak go spędzić. Dziś każda z tych opcji wydawała mi się głupia. Może dlatego, że wszystko musiałbym robić jedynie w swoim towarzystwie. Wprawdzie myśl o namówieniu na coś Noah'a pojawiła się w mojej głowie już kilka razy kusząc mnie bezustannie jednak nie byłej pewien czy jest to dobry pomysł. Nadal pamiętałem reakcję Laurencego gdy spotkałem go na schodach. Nie chciałem by Noah także pomyślał, że się do niego przyczepiłem.
Ubrany i odświeżony wróciłem z powrotem do pokoju. Nie miałem ochoty na przygotowywanie posiłku a tym bardziej zmywanie potem naczyń więc zadowoliłem się kromką chleba, na którą położyłem plaster wędliny. Pochłoniwszy to w parę sekund wytarłem dłonie o spodnie i wyszedłem z pokoju.
Udałem się za szkołę w miejsce gdzie kończy się podwórko akademii a zaczyna las. Był to teren raczej mało popularny, więc nie musiałem się martwić o zbyt duży tłok. Szczególnie, że teraz nie miałem ochoty napotkać na swojej drodze nikogo. Gdy dotarłem na miejsce okazało się, że trawa jest zbyt mokra by móc na niej usiąść nie ryzykując tym samym mojej plamy na tyłku, więc wdrapałem się na jego z drzew i usadowiłem na grubej gałęzi pozwalając moim nogom bezwiednie zwisać po obu jej stronach. Było dość wygodnie choć nierówny i chropowaty pień drzewa wbijał mi się w plecy. Siedziałem tak dłuższą chwilę aż oczy same zaczęły mi się zamykać zmęczone zbyt długim wpatrywaniem w jeden, bliżej nieokreślony punkt.

***

- Niebezpiecznie jest spać na drzewie -zachrypnięty, niski głos dobiegał gdzieś z oddali.
Uchyliłem lekko powieki starając się zidentyfikować jego właściciela. Mrugnąłem leniwie kilka razy nim w końcu całkowicie otworzyłem oczy pozbywając się jednocześnie uczucia senności. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że głos wcale nie dobiegał z daleka, a wręcz przeciwnie. Jego źródło znajdowało się pode mną. Zaciekawiony kim jest przybysz przechyliłem się na gałęzi i od razu napotkałem spojrzenie Noah'a.
- Pilnujesz tu porządku czy jak? -spytałem zeskakując na ziemię.
Chłopak zbył moje pytanie wzruszeniem ramion. Oparł się o drzewo, na którym jeszcze niedawno siedziałem i splótł ręce na klatce piersiowej.
- Masz na dziś jakieś plany? - spytał przyglądając mi się uważnie.
Pytanie mnie zaskoczyło. Noah był starszy i z tego co zauważyłem wielu zabiega o jego przyjaźń i względy. Czemu miałby proponować spotkanie akurat mi?
- Nie a co?
Odpowiedź musiała usatysfakcjonować chłopaka, bo kąciki jego ust uniosły się w górę. Wyglądało to niemal drwiąco ale zaślepiony tym, że już w pierwszych dniach w tej szkole zdobyłem przyjaźń jak zgaduję najpopularniejszej osoby nie zwróciłem na to większej uwagi.
- Idziemy dziś do klubu. Możesz się przyłączyć jak chcesz.
Ciekaw byłem kim są ci "oni" ale chyba to, że są to znajomi Noah'a powinno mi wystarczyć. Kiwnąłem więc głową na znak zgody.
- Super. O 20:00 przy tylnym wyjściu -poinformował i odklejając plecy od pnia odszedł.
Mimowolnie przypomniałem sobie o korze, która przez cały czas mojej drzemki odciskała mi się na plecach. Sięgnąłem dłonią i przesunąłem nią po skórze otaczającej kręgosłup. Pod palcami wyraźnie czułem małe wklęsłości. Nie przejmowałem się tym jednak. Cały mój umysł zaprzątała wizja dzisiejszego wieczoru. Nie miałem pojęcia jak była ona odległa od rzeczywistości, z którą przyszło mi się zderzyć kilka godzin później.

Pod tylnym wejściem czekali już wszyscy. A w każdym razie tak mi się wydawało, bo przecież nie miałem pojęcia ilu "ich" miało iść z nami. Wszyscy ubrani byli w skórzane czarne kurtki. W ciemności panującej dookoła dość trudno było ich wypatrzeć.
- Nareszcie jesteś -przywitał mnie chłopak, którego jako jedynego kojarzyłem z tej grupy- To Ansel -mruknął ale nie miał zamiaru zawracać sobie głowy przedstawianiem mi swoich znajomych.
Ruszyliśmy więc przez las w stronę głównej ulicy.
- Noah -odezwałem się czując się dziwnie niekomfortowo w głuchej ciszy- Znasz Laurencego?
To pytanie cisnęło mi się na usta odkąd tylko Laurence przestrzegł mnie przed nim.
- Czemu pytasz? -wspomnienie o chłopaku wyraźnie go rozdrażniło.
- Wydaje się jakby za Tobą nie przepadał. Ty za nim chyba też nie?
- Wydaje mi się, że to nie jest twoja sprawa. Po za tym radziłbym ci się nie zadawać z Bantley'em. Zarozumiały dupek i tyle.
Patrzyłem przed siebie zastanawiając się nad sensem tych słów. Może rzeczywiście tak było. Może nie powinienem więcej się z nim zadawać.... Z resztą Laurence chyba nawet sam tego nie chciał. Zamyślony wziąłem od Noah'a puszkę piwa, nie zdając sobie sprawy, że nie jest to pierwsza, a trzecia jaką podał mi w trakcie drogi do klubu. Klubu, który zdawał się być na drugim końcu kraju. Czy nie powinniśmy już tam być? Pytanie, które chciałem zadać nie było w stanie uformować się w moich ustach, więc wydobył się tylko cichy bełkot.

Laurence?

czwartek, 19 stycznia 2017

Od Ivana C.D Autumn

- Ała... - jęknąłem cicho, po raz setny wbijając igłę w swój palec. Wsunąłem kciuka do swoich ust z irytacją przyglądając się wciąż nie wykończonej sukience.
Robienie ubrań na spektakle szkolne było dość... Stresujące?
Tak chyba tak można było to ująć, ta świadomość, że Twojego dzieła nie ogląda tylko przeciętna szkolna zbiorowość, czy grono pedagogiczne, ale znamienici goście z tak zwanego "wielkiego świata". Wygładziłem dłonią cienki materiał wzdychając cicho. Poniekąd mnie to śmieszyło, fakt, że to ja zajmuję się szyciem ubrań, ale i nie przeszkadzało.
Te uczucie wyższości nad każdym chłopakiem w szkole bo żadna dziewczyna Ci się nie oprze... Zaśmiałem się z własnych myśli, kręcąc głową. Już miałem zabierać się do dalszego szycia, gdy do moich drzwi ktoś zapukał. Podchodząc do drzwi wkopywałem masę papierów i innych, kompletnie niepotrzebnych przyrządów pod łóżko tak by pokój nie wyglądał jakby po wybuchu wojny. Uchyliłem delikatnie drzwi, wyglądając na swojego przybyłego towarzysza. Jak się okazało, swoją obecnością zaszczyciła mnie we własnej osobie pani.... Pani.... Nauczycielka. Odgoniłem od siebie chęć użycia imienia w zdaniu i rzuciłem proste:
- Tak?
- Mam prośbę, jako, że jesteś z tego co słyszałam dosyć towarzyskim uczniem, mianuję Cię do bardzo ważnej roli. Oprowadzisz po szkole dziewczynę spod piętnastki - rzuciła w pośpiechu, odpuszczając sobie wszelkie uprzejmości i dane osobowe dziewczyny. Zniknęła mi z pola widzenia w oka mgnieniu zostawiając samego z narzuconym na moje barki obowiązkiem. Przez chwilę miałem wątpliwości, że dość stanowcza osoba jest nauczycielem, lub zajmuje jakąkolwiek ważna funkcję w gronie pedagogicznym.
Tak się po prostu nie robiło.
Zmarszczyłem brwi, lekko zmieszany. Mimo wszelkich przeciwności losu ruszyłem pod wskazany pokój.

***

Zapukałem grzecznie w białe drzwi oczekując, aż postać, której nie miałem szczególnego wyobrażenia wyłoni się zza nich witając mnie radosnym uśmiechem.
Cóż, co prawda rudowłosa dziewczyna faktycznie pojawiła się w wejściu, ale bez najmniejszego cienia uśmiechu.
Uniosłem kąciki ust szeroko w górę wpatrując się w jej niebieskie oczy otoczone milionem brązowych kropek, piegów.
- Cześć - przywitałem się grzecznie, próbując przestać się szczerzyć, dziewczyna wydawała się naprawdę urocza, ale aż zbyt nieśmiała. - Mogę? - spytałem gdy na moje powitanie jedynie skinęła lekko głową. Rozejrzałem się po pokoju, był dość... Różowy. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale jego dziewczęcość raziła w oczy, a osoba, z którą miałem przyjemność rozmawiać nie przypominała mi jego właścicielki. - Ładnie mieszkasz - mruknąłem przechadzając się po podłodze dookoła.
- Dziękuję - odparła wreszcie, nawet lekko się przy tym uśmiechając.
- A tak, bo pewnie Ci mówili, że mam Cię oprowadzić po szkole? W takim razie oto ja Twój nowy przewodnik życiowy Ivan Petersov - skłoniłem się teatralnie - Liczę na zgraną współpracę - ukazałem dziewczynie rząd białych zębów, średnio wiedząc jak rozluźnić atmosferę. Rudowłosa pokiwała głową, jedynie się do mnie uśmiechając. - Jeśli chcesz mogę przyjść później... - zacząłem.
- Nie, możemy iść - odparła podchodząc do drzwi...

***

Zwiedzanie szkoły nie było tak nudne jak sam się spodziewałem, właściwie dziewczyna nawet zdążyła się nieco rozweselić i udało mi się zamienić z nią kilka zdań, była naprawdę sympatyczna.
- Może teraz przejdziemy do tej ciekawszej części szkoły, tak zwana stołówka - uśmiechnąłem się szeroko prowadząc dziewczynę schodami w dół, prosto do ogromnej sali wypełnionej stołami i jak to na stołówce zazwyczaj bywa masą jedzenia.
Może raczej lodówek, w której to jedzenie było.
- Jak jesteś głodna możemy zrobić przerwę - wzruszyłem ramionami wskakując na blat jednego ze stołów, gdy drzwi do pomieszczenia otworzyły się z nieprzyjemnym dźwiękiem.
- Petersov widzę podrywasz kolejną ofiarę - blodndwłosa dziewczyna o niebywale długich nogach z impetem zmierzała w naszą stronę. Zachciało mi się śmiać gdy wyjątkowo intensywnie zaczęła poruszać swoimi kształtami, z tego co widziałem rozbawiło to nie tylko mnie. Blondyna stanęła przede mną rzucając ostre spojrzenia.
- W co Ty się bawisz co? Myślałam, że Twój poziom sięga nieco wyżej, jednak jak widać razem z talentem umiera też gust - przewróciła oczami dokładnie oglądając rudowłosą.
- Takie szare myszki jak Ty mogą mieć ciężko w tej szkole - posłała mojej towarzyszce cyniczny uśmiech, przewracając oczami.


Autumn?
Wybacz, egzaminy odebrały mi wenę.

niedziela, 15 stycznia 2017

Od Autumn do Ivana

Otworzyłam drzwi samochodu i wysiadłam. W mgnieniu oka deszcz zmoczył mnie całą.  Z uśmiechem wyciągnęłam rękę do przodu i obserwowałam jak krople deszczu rozbryzgują się o moje palce. Piękny widok.
Znalezione obrazy dla zapytania deszcz gif
- Możecie już jechać - zwróciłam się do ojca i siostry, którym nie spieszno było wyjść na deszcz.
Wyjęłam szybko torbę z bagażnika. Dałam im znak ręką, że mogą jechać. Samochód ruszył, a ja jeszcze pomachałam Summer na pożegnanie. Stałam tak przez dłuższą chwilę, póki samochód nie zniknął mi z oczu. To było typowe dla mojej rodziny - kiedy nie było im to na rękę nie robili nic, bym mogła poczuć się jak ukochana córka czy starsza siostra. Poczułam delikatne ukłucie bólu, jednak zignorowałam je. Kochają mnie. Na swój sposób.
Potrząsnęłam głową i ruszyłam w kierunku wielkiego budynku, który musiał być Akademią Paresscot. Ruszyłam powoli w jego stronę. Po chwili stałam przed wielkimi schodami. Wspięłam się na nie i skierowałam do recepcji. A przynajmniej myślałam, że to recepcja.
- Słucham? - zapytała kobieta siedząca za stołem
- Ee... Jestem tu nowa nazywam się Autumn Evans
- Ach, Autumn. Pokój numer 15. Potem wyślę kogoś, żeby Cię oprowadził.
Skinęłam głową i wzięłam klucz, który mi podała. Ruszyłam do mojego pokoju.
Dotarłam do drzwi oznaczonych plakietką "15". Przekręciłam klucz w zamku.
Pokój był ładnie urządzony. Spodobał mi się od samego początku. Zaczęłam rozpakowywać torbę.
Nie zdążyłam wyjąć zbyt wielu rzeczy, nim ktoś zapukał do drzwi.
Otworzyłam je. Za nimi stał chłopak. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, był jego kolor włosów. Były niesamowicie wręcz białe.

Ivan?

piątek, 13 stycznia 2017

Autumn Evans

 Możemy narzekać, że różane krzewy mają ciernie lub cieszyć się, że cierniste krzewy zakwitają różami


Imię: Autumn, jej imię z języka angielskiego znaczy jesień
Pseudonim: Zazwyczaj słyszy swoje imię w pełnej wersji, nie z powodu nieakceptacji zdrobień, lecz zwykłego barku pomysłu
Nazwisko: Evans
Wiek: 19 lat
Płeć: Kobieta
Orientacja: Heteroseksualna
Moc: Autumn ma wiele mocy, niestety większość jest bezużyteczna w walce lub w ogóle. Wszystkie są związane w jakiś sposób z jesienią. Zacznijmy od tego, że może zmieniać kolory liści, jednak tylko na takie, jakie występują w naturze (zielony, żółty, pomarańczowy, czerwony, brązowy). Za pomocą dotyku może rozpoznać rodzaje drzew (z zamkniętymi oczami. Gdy się skupi w jej umyśle pojawaiają się dokładne dane odnośnie drzewa np. czy jego owoce są jadalne. Warto wspomnieć, że takie rzeczy jest w stanie określić bez żadnej mocy).Potrafi rozmawiać z borsukami, ale z jakiegoś powodu tylko z tym gatunkiem zwierząt. Co tu dużo gadać: dziewczyna ciagle odkrywa nowe moce, jedna bardziej bezużyteczna od drugiej. Przegryw życia, nie?
Pokój: 15
Aparycja: To co na pierwszy rzut oka widać to burza rudych włosów. Autumn szczerze nienawidzi swojego koloru włosów. Są jak neon, który woła „Popatrz na mnie!”. Z tego powodu długi czas miała krótkie włosy, zapuszcza dopiero od niedawna i póki co sięgają do połowy pleców. Zaraz po włosach zauważa się piegi. Całą twarz ma pokrytą tymi kropkami. Ich także nienawidzi. Co się okłamywać – ona nienawidzi swojego wyglądu. Swoją figurę w miarę akceptuje. Jest w miarę wysoka (165cm) i smukła. Nie dość, że piegi ma na twarzy, to także na brzuchu i ramionach. Lubi tatuaże. Jej tatuaże to zegar otoczony liśćmi , malutki liść na dłoni  oraz jesienne liście na lewej nodze . Nie ma jakiegoś swojego stylu ubierania, zakłada to co jej się podoba. Najczęściej nie wygląda to tak źle. Chodzi często z lekko pochyloną głową, żeby nie dało się dokładnie przyjrzeć twarzy.
Charakter: Pierwsze co trzeba o niej wiedzieć to to, że jest bardzo nieśmiała. Do ludzi których nie zna, rzadko się odzywa. Ludzie często w nią wątpią. Nie wierzą, że taka cicha myszka może coś wiedzieć. Ale wie. Należy do osób bardzo inteligentnych oraz spostrzegawczych. Jest w 100% obserwatorem. To zadziwiające ile rzeczy można zauważyć. Jest spokojna. Nie ma żadnego ‘alter ega’, w którym byłaby imprezowiczem albo kimś innym. Zawsze jest sobą – cichą, spokojną i grzeczną. Zawsze kulturalna, prawie nigdy nie traci nad sobą panowania. Bardzo nie lubi, gdy ktoś okazuje bezpodstawny bark szacunku. Dla niej każdy na początku powinien mieć szanse. Warto też dodać, że łatwo ją zawstydzić. Gdy tak się stanie, ona robi się czerwona. Taka przypadłość rudych ludzi – jak się rumienia to wyglądają jak buraki. To się jej także tyczy. Czy wspominałam już, że inni w nią nie wierzą? Ona sama też tego nie robi. Ma niskie mniemanie o samej sobie. Dla innych jest dobra – stara się pomagać w każdej możliwej sytuacji. Jest również kreatywna. Uwielbia robić zdjęcia i pisać (opowiadania czy inne). Jest zdania, że w życiu wybieramy to, kim jesteśmy, chociaż niektórzy mają przewagę na start.
Partner: Kto ją zechce…?
Rodzina: Ma młodszą siostrę Summer. Wychowywała się z nią oraz z ojcem – Andreasem. Matka opuściła ich gdy obie dziewczynki były bardzo malutkie. Ich ojciec nigdy się ponownie nie ożenił. 
Zainteresowania: Wspominałam już wcześniej: jest kreatywna. Uwielbia robić zdjęcia, najróżniejszych rzeczy (oprócz siebie). Często coś pisze. Czasami jest to opowiadanie, innym razem recenzja. Przy lepszym natchnieniu pisze też wiersze i piosenki. Oprócz tego fascynuje ją czas i jesień. Te motywy często powtarzają się na jej zdjęciach oraz w opowiadaniach.
Inne: 
- Kiedyś miała wiewiórkę
- Jest bezpłodna, z czego jeszcze nie zdaje sobie sprawy
- Bardzo wrażliwa na słońce
- Fascynuje ją jesień i czas
- Klon jest jej ulubionym drzewem
- Urodziła się jesienią
- Kiedyś strzelała z łuku. Nadal całkiem nieźle posługuje się tą bronią.
- Lubi czekoladę
Kontakt: moonhorse

czwartek, 12 stycznia 2017

Odejście

Dzisiaj, żegnamy Yoshiko, która niestety postanowiła odejść z powodu braku czasu. Żegnaj!


sobota, 7 stycznia 2017

Od Beatriz do Ivy

Nie wiem co było mroźniejsze- styczeń czy spojrzenia ludzi. Nowe miejsce, nowe osoby czyli wszystko czego nie lubię. Przestąpiłam próg nowej szkoły i skierowałam się do gabinetu dyrektora. Jego sekretarka wydawała się naprawdę miłą osobą.
-Beatriz, jak się nie mylę? Usiądź, proszę-powiedziała i podała mi plik papierów- Dyrektor jest bardzo zajęty, w takim razie ja przejmę pałeczkę. Musisz dać te papiery swoim rodzicom, niech oni je wypełnią do końca tygodnia. A dziś już możesz iść na lekcje. Dobrze by było jakbyś kogoś poprosiła o oprowadzenie cię po szkole. Idź pod salę 30.
-Do widzenia, dziękuję.
Kiedy zamknęłam drzwi dobiegło mnie spóźnione pożegnanie. Ta szkoła wydawała się strasznie zimna. To co mnie najbardziej przerażało to to, że każdy się na mnie patrzył. Przeszywał na wylot. Zabijał wzrokiem. Pod salą stało paru uczniów, nikt nie zwracał na mnie uwagi.
-Cześć, jesteś nowa?-zapytał ktoś za mną.
-T..tak.
-W takim razie jestem Ivy. Może chciałabyś rozejrzeć się ze mną po szkole? Wydaje się ogromna. Ale tylko na początku- blondynka uśmiechnęła się.
-Z chęcią.
<Ivy?>

czwartek, 5 stycznia 2017

Beatriz Sémpere

 "Nie traktuj życia zbyt poważnie, i tak nie wyjdziesz z niego żywy"



Imię: Beatriz

*Pseudonim: Bea, Triz

Nazwisko: Sémpere

Wiek: 16

Płeć: kobieta

Orientacja: Bi

Głos: Sorry Boys

Moc: możliwość robienia innym krzywdy za pomocą umysłu, co kompletnie nie pasuje do osobowości Bei

Pokój: 11

Aparycja: Beatriz to niewielka, ruda dziewczyna z o dziwo niebieskimi oczyma. Nie posiada tatuażów, jedyny "ozdobnik" to kolczyki w uszach.

Charakter: Bea to cicha, nieśmiała dziewczyna. Nikt nie zwraca na nią uwagi, ale ona pragnie towarzystwa jak powietrza. Przy przyjaciołach otwiera się i wtedy okazuje się, że jest pełna humoru i szalona. Bea jest osobą niezwykle strachliwą i delikatną pod względem zdrowia. Pod wpływem zagrożenia, w obronie rodziny i nawet nieznajomych nie panuje nad sobą, może nawet potrafiłaby kogoś zabić.

Partner: X

Rodzina: Ojciec francuz o imieniu Julian, matka angielka o imieniu Kate

Inne: -mówi biegle po francusku i angielsku
-jej ojciec to poeta

Kontakt: karola889

Od Laurencego c.d Ansela

Słowa chłopaka zabolały mnie bardziej niż się tego spodziewałem. Podniosłem z siemi torbę, która jakby pod wpływem szoku zsunęła się z mojego ramienia. Czarny przedmiot wydawał się cięższy niż zwykle. Mimo płynącego czasu stałem jak wryty na środku korytarza i jedynym na co było mnie stać było przysłuchiwanie się dawno rozpoczętym lekcjom. Mimo wszystko zebrałem w sobie dośc siły by powłóczyć nogami do odpowiednie klasy.
Co prawda, spóźniłem się zaledwie piętnaście minut, tyle jednak wystarczyło bym przez kolejnych dziesięć wysłuchwiał wykładu z serii "jaki nieodpowiedzialny z Ciebie uczeń". Każda głowa zwrócona była w moją strone gdy wbijałem w deski ciężkie buty. Jakby ważyły setki kilogramów zdawały mi się wtapiać w drewno przez co każdy kolejny krok był znacznie donośniejszy. Upadłem z ogromną ulgą na krzesło, regulując ciężar ciała. Godzina wychowawcza, idealny czas bym mógł w spokoju oddac się myślom.  Wiedziałem jak to będzie wyglądać, Noah go nie zostawi, zawsze tak było... Jednak to już nie był mój problem, nie mogłem całego śiwata chronić przed złym wpływem blondyna.
- Bentley! Cholera ocknij się! - podniesiony głos wyrwał mnie z zamyślenia na tyle gwałtownie, że poderwałem się z zajmowanego miejsca uderzając głową w otwarte okno. Drewno wbiło się w moją skórę powodując, że lepka maź oblepiła mi włosy, a rozmazany widok na klasę był ostatnim co zapamiętałem.
***
Ból i uczucie suchości rozsadzało mi gardło. Głowa pulsowała od samego czubka do karku przez co chciało mi sie wymiotować. Uniosłem do głowy swoją dłoń jednak zamiast z miękkimi włosami, moje palce zetknęły się z szorstkim materiałem bandaża.
- Nic Ci nie jest? Nieźle odleciałeś - dopiero teraz zdałem sobie sprawę,że przez cały czas miałem zamknięte oczy. Uchylenie powiek przypominało mi uczucie wbijania igły w spojówki, mogłem jednak dzięki temu zidentyfikować rozmówcę. Szczupła, wysportowana figura, długie blond włosy spływały falami po plecach dodając nieco dziecinności kobiecej figurze. Zielone oczy otoczone milionem długich rzęs. Pełne usta w malinowym kolorze i lekko zarumienione policzki. Blanca była jedną z tych dziewczyn, które uwagę chłopców przyciągały tym, że po prostu były. Miałem te szczęście, że to właśnie mnie uważała za przyjaciela i jako jedyna poznała się na Noahu. Także widziałem w niej swoją przyjaciółke, ale to było bez znaczenia, nie chciałem jej tego okazać.
- To Noah prawda? Ten mowy? - pytanie co prawda padło, ale nie wymagało odpowiedzi.
- Ansel nie wie w co się pakuje. Nie wiem czemu Noah ma taką obsesję, ale skrzywdzi go tylko dlatego,że widział nas razem
- Jesteś pierwszą i jedyną sprawą, rzeczą, którą Noah chciał i nigdy jej nie zdobył. Zresztą, co Cię to obchodzi to tylko naiwny idiota. Rodzice Noaha są wysoko postawieni dlatego nikt nic mu nie może zrobić. A szkoła? Nie mamy żadnych dowodów, nie wyrzucą go po to się Tobie podoba - szepnęła kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Dzięki, za uświadomienie mi jak beznadziejne jest moje życie - odparłem sarkastycznie, odwracając głowę w stronę ściany.
- Chodzi mi o to - zaczęła siadając na brzegu łóżka w gabinecie pielęgniarki - Że jeśli Ansel sam nie zrozumie jaki jest Noah, a na Boga sama nie wiem jak mnie się to udało to Ty sam tego nie zatrzymasz. - połozyła tym razem swoją dłoń na mojej tak, że mogłem dokładnie przyjrzeć się jej kościstym palcom. Przyszło mi teraz na myśl, że zawsze lubiła się głodzić.
- Ty wiesz, że on jest w stanie zabić - zamknąłem oczy, próbując zebrać rozbiegane myśli.
- Wtedy go powstrzymamy.
- Nie. Nie ma my, ty nie będziesz się w to mieszała - warknąłem ostro. Przeze mnie i tak zbyt wiele wycierpiała, nie lubiłem jej za to, że przy mnie była, mimo, że tyle razy dawałem jej do zrozumienia, mimo, że dawałem jej wiele powodów do bólu. Chcąc przerwać tę beznadziejną rozmowę spróbowałem podnieść się z miejsca. W głowie zakręciło mi się na tyle mocno, że głośny szum zagłuszył wszelkie inne zmysły. Wypuściłem cicho powietrze z płuc i zerknąłem na dziewczynę, jej zatroskany wyraz twarzy nieco mnie zirytował.
- Daj mi już spokój - szepnąłem. Chciałem zostać sam. Chciałem by WSZYSCY dali mi święty spokój.
- Laurence... - zaczęła, ponownie chwytając mnie za ramię. Delikatnie odtrąciłem jej dłoń, nie odwracając się już za siebie. To było zbyt wiele, złość, która buzowała w moich żyłach bolała zbyt dosłownie. Jakby agresja rozrywała moje ciało. Wpadłem do pokoju łapiąc za pierwszą rzecz jaka znajdowała się na moim biurku. Mała lampka z głośnym hukiem zderzyła się razem ze ścianą.
- Od kiedy wyżywasz się na przedmiotach? Nie wolisz ludzi? Łatwiej ich stłuc niż tę lampkę - ten przepełniony obojętnością głos mógł należeć tylko do jednej osoby. Zacisnąłem usta w cienką linię zbierając w sobie siły by stanąć oko w oko ze swoim największym koszmarem. Uśmiech wypisany na twarzy blondyna jakby mnie spoliczkował.
- Czego Ty chcesz? Czemu znowu to robisz? Czemu nie możesz dać mi spokoju? - pytania wylewały się ze mnie wraz z wściekłością.
- Laurek, nikt w Twoim życiu nie zajmie mojego miejsca, rozumiesz? - chłopak zamkną drzwi wolną dłonią, drugą ciągle trzymając w kieszeni. - Nie każ mi być zazdrosny - trzy kroki jasnookiego w moją stronę wystarczyły by zlikwidować dzielącą nas odległość, a paraliżujący strach zachamował potok słów. Chłopak błyskawicznie objąłe mnie wokół szyi i przycisnął swoje wargi do moich, pchając w stronę łóżka. Zapach jego perfum, jego skóry, pasty do zębów wszystko zmieszało się w jedną obrzydliwą całość. Ułożyłem dłonie na klatce piersiowej chłopaka, za wszelką cenę go od siebie odpychając. Obrzydzenie jakie do niego czułem sprawiło, że chciało mi się płakać.
- Odpierdol się ode mnie! - krzyknąłem, kiedy wyższy poluźnił uścisk i dał mi możliwość złapania oddechu.
- Mieliśmy umowę Laurence. Złamałeś ją - chłopak delikatnie przesunął palcami wzdłuż linii mojej szczęki - Nie oczekuj ode mnie, że i ja będę uczciwy. - szepnął jeszcze nim opuścił mój pokój z trzaskiem. Mnie natomiast ogarnął spokój, nie czułem złości, nie chciałem go udusić, nie miałem tej szalonej ochoty by rozwalić swój pokój, a potem cały świat. Niesiony jedynie bólem głowy, położyłem się do łóżka, zamykając spuchnięte oczy.
Było ich w sumie siedmiu, dwóch w środku i pięciu po bokach. Szcześciu z nich ubranych na czarno, ostatni miał zwykłe dresy i adidasy, jakby byl tu przypadkiem, chociaż doskonale wiedziałem co tam robił. Każdy z nich trzymał coś w ręku, byłem jednak zbyt daleko by dostrzec całą sytuację. Słyszałem aż zbyt wyraźnie za to ich krzyki. Wyzwysika i słowa pełne nienawiści przedzierały powietrze, jednak żadne nie padło ze strony tego "innego". Aż zbyt dobrze czułem jego strach.
- Sądziłeś, że to było naprawdę, że mógłbym poczuć  cokolwiek do kogoś takiego jak Ty? Przez tyle lat skutecznie zwalczałem tych co stali mi na drodze do niego, jedna głupia suka weszła mi w drogę, ale Ty? Sądziłem, że będę miał więcej zabawy, próbując zdobyć Twoje zaufanie. - chłopaka głos brzmiał kpiąco, niemal boleśnie. Spacerem robił coraz to większe koła wokół chłopaka, przeżucając sobie z ręki do ręki ostre narzędzie. Chciałem coś zrobić, widziałem siebie jak biegnę, ale jestem daleko. Nie wiedziałem czy zdążę, jednak nie dane mi było się dowiedzieć bo obraz z wolna się rozmazywał....
Zerwałem się z łóżka łapiąc gwałtowne hausty powietrza. Cud, że nie utopiłem się we własnym pocie, ponieważ cały mokry wstałem z łóżka. Wolno docierał do mnie realizm sytuacji, był zwykły sobotni poranek, na dworze pruszył śnieg, wiał lekki wiatr, a akademia powoli budziła się do życia. To jednak wcale mnie nie uspokoiło. Wiedziałem, jak często miewam sny prorocze i oddałbym wiele by to nie był jeden z nich.
By Noah nie skrzywdził kolejnej osoby.

Ansel?
Wybacz ale nadal z telefonu

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Od Ansela CD Laurencego

Ściana. Ciemna, zimna ściana lekko rozświetlona przez światło padające zza okna. Odwróciłem się do niej plecami chyba po raz setny tej nocy, licząc że w tej pozycji znajdę ukojenie. Niestety. Moje oczy zupełnie nie znużone całym dniem spędzonym na nauce wgapiały się w mroczne niebo. Rozciągające się za oknem sklepienie pokryte było niemal całkowicie szarymi chmurami pozostawiając jedynie mały otwór dla księżyca, który bezczelnie zaglądał mi do pokoju. Westchnąłem gdy już zdałem sobie sprawę z tego, że nie ma takiej opcji bym zasnął w ciągu najbliższych kilku godzin. Po omacku, nie odrywając wzroku od Srebrnego Globu sięgnąłem po telefon. Światło ekranu skierowane w moją twarz zmusiło mnie do chwilowego zmrużenia oczu ale nie całkowitego ich zamknięcia, gdyż w pokoju już wcześniej nie było aż tak ciemno jak by się mogło wydawać. 23:45. Zrzuciłem z sobie kołdrę i drżąc lekko z zimna udałem się do łazienki. Na szybko poprawiając włosy przed lustrem, drugą ręką złapałem rozwieszone na grzejniku ubrania. Przyłożyłem je do policzka napawając się ich ciepłem po czym pośpiesznie naciągnąłem na siebie luźne spodnie moro oraz czarną koszulkę.
Właściwie nie miałem pojęcia dlaczego się tak spieszę. I tak nie miałem żadnego konkretnego planu. Z nikim nie pogadam, bo wszyscy już śpią, a w każdym razie siedzą zamknięci w swoich pokojach.
Wciskając dłonie w kieszenie spodni ruszyłem schodami na dół. Do mojego nosa najpierw wdarł się dym papierosowy, a następnie pokonując kilka dalszych stopni zauważyłem siedząca na dole postać. Nie musiałem się długo zastanawiać, niemal od razu rozpoznałem w niej Laurencego. Być może dlatego, że był on jedyną osobą, z którą do tej pory zamieniłem choć słowo i miałem okazję by dłużej mu się przyjrzeć. -Wszystko gra? -spytałem pokonując ostatnie stopnie tak, że teraz znajdowałem się tuż przed nim.
- Czemu się do mnie przyjebałeś?
Jego, nie ma co ukrywać, dość chamska odpowiedź zbiła mnie z tropu. Nie sądziłem bym się mu kiedykolwiek narzucał. A tym bardziej "przyjebał". Pomysł z oprowadzką mnie po szkole nie był mój. A spotykając go na schodach chyba nie będę udawał, że go nie widzę. Choć jego zdaniem pewnie to powinienem był zrobić. A już na pewno ucieszyłby się gdybym wybrał sobie inną trasę i zostawił go samego z odurzającą wonią tytoniu, która nadal drażniła moje nozdrza. Z jakiegoś powodu nienawidziłem tego zapachu.
- To nie jest tak, że cię nie lubię ale jeśli szukasz towarzystwa to nie jestem odpowiednią osobą. Noah też nią nie jest. Mój wzrok powędrował za lądującym na ziemi papierosie. Tak. W tej chwili to ten pieprzony niedopałek skupiał całą moją uwagę na sobie. Nie kierujący się do szkoły Laurence. Nie trzask zamykanych za nim drzwi.
- "Jasne" -pomyślałem- "Z całą pewnością to nie jest tak, że mnie nie lubisz"
Usiadłem na schodach odrywając w końcu wzrok od niedopałka.
- Hej to ty -głos, który niespodziewanie dotarł do moich uszu zmusił mnie do gwałtownego odwrócenia głowy w bok.
Nie wiem dlaczego ale gdy dotarło do mnie, że to nie Laurence, poczułem lekkie rozczarowanie. Znienawidziłem się za to.
- Głośno o tobie w szkole -posłał w moją stronę uśmiech odpędzając tym samym myśli, które zaprzątały moja głowę jeszcze kilka sekund temu.
- Ta... To raczej denerwujące -odparłem zadowolony, że nareszcie znalazł się ktoś w tej szkole z kim można normalnie pogadać.
- Radziłbym ci się przyzwyczaić. Zakadłam, że szybko to nie minie.
Uśmiechnąłem się krzywo, nie chętnie przyznając, że ma rację.
- Noah -wyciągnął w moją stronę dłoń.
Imię zdawało mi się dziwne znajome choć przysiągłbym, że nie znałem nikogo kto by takie nosił. Przynajmniej do tej pory.
"Jeśli szukasz towarzystwa to nie jestem odpowiednią osobą. Noah też nią nie jest"
Słowa Laurencego wdarły się nieproszone do mojego umysłu. Uśmiechnąłem się zadowolony, że robię coś zupełnie innego niż chciałby tego chłopak. Czułem się trochę jak dziecko, które ma niezmierną radość z tego, że robi coś zakazanego. Tyle, że Bentley nie mógł mi niczego zakazać. A już na pewno nie będzie udzielał mi rad co do znajomych.
- Ansel -uścisnąłem rękę odwzajemniając po raz kolejny uśmiech.
Spojrzałem przy tym w jego lśniące w blaski księżyca tęczówki. Jaskrawa poświata dodawała urody jego niezwyke jasnym włosom i musiałem przyznać, że był on przystojny. A jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to gdy Noah rozprostował nogi opierając je kilka stopni niżej. Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w jego buty. Glany. Niemal identyczne jak te, które właśnie miałem na sobie.
- Widzisz, mamy ze sobą więcej wspólnego niż ci się wydaje.

Obudziłem się czując nieprzyjemny żar słońca na policzku. Dochodziła 7:30. Mimo tego, że spałem tylko 5 godzin i tak czułem się świetnie. Zostawiłem rozbebraną kołdrę na łóżku i tradycyjnie, jak co dzień udałem się do łazienki. Wziąłem szybko prysznic, osuszyłem skórę i włosy ręcznikiem po czym ubrałem się i umyłem zęby. Nie miałem ochoty jeść. Z resztą i tak zaraz zaczynam lekcje.
Zgarnąłem z parapetu torbę i zacząłem nakładać buty. Od razu na ich widok przypomniał mi się Noah. Wczoraj przegadaliśmy jakiś kwadrans po czym stwierdziłem, że pójdę jeszcze pobiegać. Chłopak nie chciał mi towarzyszyć, więc na tym skończyło się nasze spotkanie.
Pod salą jak zwykle kłębiła się grupka uczniów by zacząć zajmować swoje miejsca. Ja również ruszyłem w stronę drzwi.
- Mówiłem ci, że Noah nie jest odpowiednią osobą do towarzystwa.
Laurence.
Poczułem zbierający się we mnie gniew ale nie z powodu samej jego obecności a faktu, że najpierw mnie odpycha a na następny dzień udziela porad. I jeszcze ten jego ton. Tak jakby wiedział o Noahu wszystko.
Cofnąłem się kilka kroków w tył by móc spojrzeć mu w twarz i niechętny by w ogóle zaczynać tę rozmowę, spytałem.
- Obserwowałeś mnie?
- Lepiej się do niego nie zbliżaj -odparł ignorując moje pytanie.
- Bo co? -kolejne jego uwagi wzbudzały we mnie jeszcze większe rozdrażnienie- Ci ty możesz o nim wiedzieć? Nie znasz go. Nie znasz to nikogo. Jesteś zwykłym wyrzutkiem.
Usta Laurencego ścisnęły się w wąską kreskę ale słowa, które zaraz potem chciał wypowiedzieć zostały zagłuszone przez dzwonek.

Laurence? Wybacz ale szkoła zabrała mi wenę